Coś jak zatopienie Atlantydy. Dobre piętnaście minut lało. Po wszystkim poszliśmy do domku trochę wypocząć.
Wieczorem znowu grill, tym razem dodatkowo udka z kurczaka.
Z uwagi na to, że Amela dobrze się czuła, poszliśmy późnym wieczorem nad morze na spacer. Trochę popadywał deszcz, ale tak bez szaleństw. Morze było spokojne, ludzi niewiele.
Amela dostała święcący Bałon i gofra.
tak wiem, morza nie widać. No cóż, ciemno było. Ale za to udało mi się zrobić ciekawe zdjęcie nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz